W ostatnim czasie klub z Piły nie ma zbyt dużo szczęścia, a można napisać, że w sumie to ich pech nie opuszcza.
Najpierw odwołany finał Złotego Kasku, a potem walkower w meczu ligowym. O tym drugim wydarzeniu chciałbym właśnie napisać trochę więcej. Wiadomo, że klub z Piły uczy się tego wszystkiego, jest nowy zarząd i ludzie dookoła, zdarza się im popełniać błędy, ale główna centrala też im za bardzo nie pomaga. Najpierw każą dosypać nawierzchnię na tor. Wiadome jest, że przy dosypaniu takiej ilości nie ma możliwości, aby wszystko się ze sobą skleiło. Będą powstawać dziury, będzie odrywać się nawierzchnia. Takie prace robi się przeważnie na jesień, żeby nowa warstwa wymieszała się ze starą przez zimę, po czym wiosną można już nad nią super popracować. Do tego przejeżdża komisarz toru, nakazuje wedle swojej opinii i fachowości pewne rzeczy do zrobienia, zatwierdza go i pozwala objechać mecz. Sędzia robi to samo w dniu meczu, po czym daje walkower drużynie gospodarzy, ponieważ tor jest zbyt niebezpieczny. Abstrahując już od tego, że zawodnicy chcieli jechać. Teraz panowie w garniturach będą nakładać na klub karę. Na klub, który ledwo wystartował w lidze, a teraz grozi wycofaniem się z niej. Nie ma co się dziwić, że działacze z Piły są załamani. Niestety, ale czasami trzeba umieć przyznać się do winy. Jeżeli komisarz i sędzia dopuszcza tor do jazdy, a ludzie zarządzający żużel w Polsce nakazują pewne prace, po czym zwalają winę na klub, to chyba jest tutaj coś nie tak. W taki sposób walczy się o żużel w naszym kraju, w sposób dopijający ośrodki, które ledwo istnieją. Teraz pozostaje mocno trzymać kciuki za klub, aby nie zabrakło tam sił i chęci do walki. Dużą stratą będzie, gdy wycofa się z rozgrywek, szczególnie że w Krakowie również nie jest za wesoło. Zaraz może dojść do sytuacji, gdzie w drugiej lidze będzie pięć zespołów. Więcej na temat problemów Piły oraz innych wiadomości na oficjalnej stronie klubu.